Kiedy chciałam założyć sklep spożywczy, wszyscy mi tego odradzali. Nie dasz rady – mówili. To ciężka robota. A gdzie znajdziesz dostawców, a skąd wiesz czy ci ludzie przyjdą kupować, a konkurencja wielkich sieci, a to, a tamto. Ale ja byłam uparta. Lubię jeść, lubię handlować i lubię ludzi. Do sklepu spożywczego na osiedlu ludzie przychodzą nie tylko kupić co im potrzebne, ale czasem też pogadać, ponarzekać, pośmiać się. Dobry sklepikarz zna swoich klientów i potrafi czasem doradzić zarówno w sprawach zakupów, jak i takich zwykłych, życiowych.
Skąd wziąć dobrą ladę chłodniczą?
Wreszcie zabrałam się do rzeczy. Najpierw wynajęłam lokal. Taki nieduży na parterze w bloku, po drodze między osiedlowym kościołem a resztą osiedla, niedaleko od szkoły. Ruch klientów murowany. Potem trzeba było sklep umeblować. Chwała Hermesowi za pożyczki na preferencyjnych warunkach. Regały, półki, lady chłodnicze, lodówki, zamrażarki, no i oczywiście miejsce na kasę. Och, dużo tego było, ale jak już wszystko poustawiałam, wreszcie to pomieszczenie zaczęło wyglądać na sklep. Teraz już trzeba było wywiesić wielki baner, „Wkrótce otwarcie!” i zadbać o towar. Dostawców już miałam poumawianych – to wcale nie takie trudne. Najprościej było ze słodyczami i produktami sypkimi jak makarony, kasze czy ryż. Soki, wody mineralne, sosy w słoikach czy warzywa w puszkach też nie przysporzyły mi problemu, podobnie jak co-nieco chemii gospodarczej. Trochę się bałam nabiału i tego wszystkiego, co powinno być w dużej otwartej lodówce, oraz wędlin. No a najtrudniej jest ze świeżymi jarzynami i pieczywem – to produkty, które najszybciej się psują, więc trzeba je dostarczać codziennie i jeśli się nie sprzeda – oddawać lub utylizować. Na szczęście okazało się, że towary schodziły mi z półek bez najmniejszego problemu. Ludzie przychodzili – i nadal przychodzą – chętnie. Mam stałych klientów, którzy bardzo sobie cenią mój sklepik osiedlowy, a ja zawsze pytam, czy nie ma czegoś, co chcieliby u mnie zobaczyć – i kupić. Dzięki temu mam kilka towarów, o które trudno w innych sklepach i z tego jestem dumna.
Jak widać z mojego przykładu, trzeba mieć marzenia i trzeba mieć odwagę by je realizować. Nawet nie chcę się zastanawiać, gdzie byłabym dzisiaj i co bym robiła, jakbym nie założyła mojego sklepu spożywczego. Najbardziej w tym wszystkim cieszy mnie to, że ciągle spotykam się z ludźmi i dowiaduję się od nich sposobów na różne kłopoty, które potem mogę przekazać tym, którzy te kłopoty mają. Bo od tego właśnie jest mały osiedlowy sklepik.